kamiuszek kamiuszek
7157
BLOG

Pochwała Głupoty Erazma

kamiuszek kamiuszek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 49
„Pochwała Głupoty” Erazma z Rotterdamu to poradnik propagandysty i karierowicza. Czytelnik znajdzie w środku po prostu obszerny katalog ludzkich słabości wraz z opisem sposobów wykorzystywania wad i grzeszków w celach bynajmniej nie rozrywkowych. Erazm podaje między innymi sposoby manipulowania tłumem i opisuje, jak przyspieszyć najskuteczniej osobistą wspinaczkę po drabince przemijającej chwały tego świata. Nie jest to nic szczególnego samo w sobie i jest jednocześnie, bo rzadko której książce udało się wywrzeć tak wielki wpływ na losy ludzi i królestw, pozostając jednocześnie zabawką. 
 
Można oczywiście uznać, że tak świetnie mu wyszło tylko przez przypadek. Niechcąco – jak mawiają dzieci przyłapane na jedzeniu mydła. No ale musielibyśmy wtedy przyjąć, że wzorzec renesansowego humanisty sam nie wiedział, co gada. A takiej profanacji współczesny miłośnik Rotterdamczyka mógłby nie znieść. Zacząłby  strzelać długopisem – pyk, pyk – nerwowo. Dlatego też dla bezpieczeństwa i kultury dyskusji pozostaniemy przy hipotezie postawionej we wstępie.
 
Każdy, kto czytał "Marketing Narracyjny" Eryka Mistewicza uczynił fatalnie. Przepłacił horrendalnie pieniądzem, czasem i nadwerężeniem żuchwy przy ziewaniu. Choć niewątpliwie Mistewiczowi zdawać się musi, że jest Erazmem epoki twittera, to informujemy, że niestety jeszcze nie. Rozbuchane w książkę ćwierknięcie Mistewicza, brzmi tak, jaaaahbbhhhhy hjeeeee phuuużżżżższszszaaaalyyyy w zwolnionym tempie. Nie to co pieśń Erazma. No ale też Erazm kształcony był do śpiewu i śpiewał dla elity elit, a pan Eryk gada w najlepszym, podkreślmy to, w najlepszym wypadku do kolegów z Uważam rze. Stąd pewnikiem to zwolnione tempo.
 
Erazm kwestię "narracji" załatwia doskonale w kilku akapicikach, a potem zajmuje się innymi zagadnieniami. Pomaga mu w tym to, że nie musi podawać przykładów i nie czuje się w obowiązku opowiadać o swoich doświadczaniach w korporacjach i przygodach medialnych. W zamian jak z rękawa sypie imionami z mitologii, historii starożytnej i postaciami z bajek. Robi to tak:
"Co nakłoniło do społecznej zgody gmin rzymski, gotujący się już do buntu? Czy filozoficzne gadaniny? Całkiem nie! Raczej śmiesznie sklecona dziecinna bajeczka o brzuchu i innych częściach ciała. To samo zrobiła Temistoklesowa bajka o lisie i jeżu." 
 
O co chodzi z brzuchem i innymi częściami ciała, łatwo się domyślić, więc przypisu cytował nie będę. Kawałek o lisie i jeżu dla osoby niewtajemniczonej jest całkiem hermetyczny. Jednak jak to dobrze, że są na świecie uczeni, którzy rozszyfrowują ten antyczny i niedostępny dla laików kod. Fragmencik z przypisu sporządzonego przez tłumacza Edwina Jędrkiewicza wszystko wyjaśnia:
 
"Kiedy lud ateński burzył się przeciw chciwości urzędników i gotów był czynnie przeciw nim się porwać, uspokoił go Temistokles opowiedziawszy na zgromadzeniu ludowym taką bajkę o lisie, jeżu i muchach.(...) jeż chciał przyjść z pomocą lisowi (...) ale lis go powstrzymał: "Jeśli odpędzisz te, które już się nasyciły - powiedział - przyjdą na ich miejsce inne, jeszcze głodne, i wyssają ze mnie resztę krwi".
 
Swoją drogą ciekawe, jak mocno siedzi w ludzkiej świadomości ta opowiastka, bo i dziś, mimo że głos Temistoklesa odleciał już ku najdalszym zakątkom kosmosu, tą bajeczką ludzie na łez padole tłumaczą swoją bierność. A przecież wystarczyło, aby naprzeciw dzisiejszych lisich retorów-męczenników , stanął uczynny jeż i powiedział: "Ale jak ich nie przegonimy, to zatrują resztkę krwi i wyklują się w niej małe robale, aby zeżreć cię żywcem."
 
Zresztą cały ten problem "narracji" jest tylko częścią satyrycznego wykładu, w której Erazm w przebraniu Głupoty wypinana się na... Przepraszam - pochyla się nad mędrkami i głupkami. I przemyśliwa nad tym, że to głupiec ma szansę na awans i sławę największą. Nie trzeba tu przywoływać dla porównania żadnych współczesnych poradników. Wystarczy spojrzeć na celebrytów. Każdy z nas przypuszcza, że nie kieruje ich postępowaniem głupota wrodzona, że to po prostu marketingowa metoda. Te wszystkie skandale, używki, wygłupy i prowokacje. I teraz niech pan z długopisem odłoży ten niebezpieczny przedmiot, bo jeszcze sprężynka z jękiem pęknie. Niech to zrobi koniecznie, jeśli naprawdę wierzy w ożywcze prądy renesansowego humanizmu. 
 
Po raz pierwszy na masową skalę porady Erazma zastosowało w Polsce słynne towarzystwo oźralców i opilców. Zupełnie przez przypadek wybujałe po lekturze sztandarowego wykwitu renesansowej myśli, który był hitem od pierwszego wydania w 1511 roku. No bo przecież "Pochwałę Głupoty" musieli czytać. Obowiązek cechowy i snobistyczny - można powiedzieć - pożytecznie idiotyczny. Czytali na bank i na pewno z wypiekami na pobladłych licach. O, jakąż rację miał Erazm i jakże oni potrafili dosłownie wykorzystać jego całkiem niewinne żarciki, i nie da się zaprzeczyć, przytomne obserwacje.
 
"A czy to nic nie znaczy, iż nawet dla największych królów taką oni są rozkoszą, że niejeden to bez takich nie potrafi ani do stołu zasiąść, ani pójść gdzie, ani w ogóle wytrzymać choćby godzinę. I nie byle jak przenoszą oni też te kapuściane głowy nad owych swoich nadąsanych mędrków, których kilku także przecie zwykle żywią dla honoru domu. Dlaczego zaś przenoszą, to, myślę nie powinno nikomu wydawać się ani niejasne, ani dziwne, skoro owi mędrkowie tylko żałość władcom zwykli przynosić i skoro ufni w swą naukę nie boją się nieraz "delikatne uszka dotkliwie ranić prawdą"."
 
Porównajmy zatem kariery mędrków i kapuścianych głów w państwie Jagiellonów w pierwszej połowie XVI wieku. Do mędrków każdy uczciwy człowiek musi zaliczyć Mikołaja Kopernika i Bernarda Wapowskiego. Kiedyś, jak Bóg pozwoli, napiszę o nich osobny tekst. Dziś wystarczy powiedzieć, że Mikołaj strasznie dotkliwie musiał ranić Zygmuntowe ucho, publicznie domagając się zrobienia porządku z mennicami. Zaś Bernard niesłychanie wprost irytował swoją wiedzą historyczną i pracami kartograficznymi - najgorzej przecież, gdy król ma sobie łamać głowę jakimiś zaszłymi powiązaniami faktów i osób, a także całkiem oczywistymi związkami geograficznymi. Mędrkowie Kopernik i Wapowski wyżej urzędu kanonika podskoczyć po prostu nie mogli. Co innego profesjonalnie przygotowani, świadomi swego warsztatu i renesansowych układzików głupcy. Ci po prostu byli skazani na sukces i 500-letnią sławę. Mówię dla przykładu choćby o Andrzeju Krzyckim, który dochrapał się prymasostwa, oraz o Janie Dantyszku - patronie, panie dzieju, polskiej dyplomacji.
 
Czepiam się? Przesadzam? Jeszcze nie. Naprawdę. Dopiero teraz powiem coś, co może sprawić, że nie tylko długopis, ale i powieka może zacząć groźnie pykać. Szczególnie filozofom i krytykom, miłośnikom piękna i platońskich dupereleli, bo przecież to barbarzyństwo i chamstwo najwyższej próby mieszać porządek polityczny z porządkiem niewinności literackich, a na dowcipasy bezinteresowne patrzeć podejrzliwie pod kątem śmiertelnej walki o władzę. Trudno – urodziłem się barbarzyńcą i barbarzyńcą skonam. Tak po prawdzie, to najbardziej zagorzałych miłośników i następców Erazma – tych od długopisów z czerwoną duszą – wyrażone za chwilę zdanie powinno nasłodzić do nieprzytomności i potwierdzić, że dobrze uczynili krzewiąc dyrdymalstwo. 
 
Pisałem niedawno o triadzie Wydarzenie-Dzieło-Znak. To nic wielkiego, ot spostrzeżenie proste, dość wygodne do omawiania zdarzeń dziwnych i ulotnych. Na szczęście niemało wiadomo o plątaninie zdarzeń, które doprowadziły do powstania Dzieła pod tytułem „Pochwała Głupoty”. Sposób w jaki błyskawicznie zostało rozpropagowane świadczy o tym, że możemy mówić o wykorzystaniu tej książki jako Znaku. Znaku czego? Znaku do zajęcia miejsc w blokach startowych, proszę państwa, bo oto w chwilę po wydaniu tej intelektualnej zabawki rozpoczął się wreszcie długo wyczekiwany i nareszcie triumfalny pochód głupoty przez chrześcijańską Europę. No to: Do biegu, gotowi... Falstart. Przecież jeszcze nie było - pyk!
 
 
 
 
Korzystałem z tekstu przetłumaczonego i opracowanego przez Edwina Jędrkiewicza, wydanego przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Warszawa 1953. A dokładniej to z wznowienia z roku 2001 - wydawca De Agostini Polska Sp. z o.o. 
Komercyjnemu przedsiębiorstwu opłaca się drukować takie rzeczy w czasach wolnego rynku – kiedy podobno nikt ponad poradniki nic nie czyta – a Ossolineum, które ma takich rzeczy całą piramidę, na naszych oczach zalicza plajtę. Smutne.
kamiuszek
O mnie kamiuszek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura